Z moich obserwacji wynika, że Pinot Noir nie jest szczepem, który jest powszechnie kochany od pierwszego wejrzenia przez Polaków. Tak naprawdę dla wielu osób to synonim wina zbyt lekkiego, płaskiego, a nawet beztreściwego. Preferują wina pełniejsze, bardziej owocowe – z Nowego Świata albo z południa Europy – np Primitivo czy Monastrell, które zawdzięczają swój ciężar, owocowość i alkohol upalnym letnim miesiącom.
W ubiegłym tygodniu w poczuciu obowiązku miałem przyjemność tłumaczyć te odczucia właścicielom Terra Sancta – Sarze Eliott i Markowi Weldonowi, którzy prowadzą winnicę przy Felton Road w Central Otago. Felton Road to prawdopodobnie najlepszy nowozelandzki adres jeśli chodzi o Pinot Noir. Mój szczery i dosyć ponury wstęp nie ma nic wspólnego z faktem, że Pinot Noir z Terra Sancta są genialne. Po prostu nie spodziewam się gigantycznej sprzedaży tego szczepu w Polsce.
W naszym portfolio znajdziecie dużo Pinot Noir – między innymi najczęściej nagradzane z RPA – Tete de Cuvee od Petera Finlaysona, Goldeneye Duckhorn – klasyk z Anderson Valley w Kalifornii. To wino serwowane było podczas pierwszego lunchu inaugurującego prezydenturę Baracka Obamy.
Reasumując – Pinot Noir trafia do niedużej grupy koneserów, którzy wolą finezję od muskularności. Uważam też, że to szczep do którego dojrzewa się z wiekiem. Z wiekiem większość z nas woli lżejsze wina, z mniejszą zawartością alkoholu. Powiedziałem więc właścicielom Terra Sancta żeby spali spokojnie i nie bali się o wyniki sprzedaży – z chęcią wypiję sam całą dostawę. Jestem w idealnej kategorii wiekowej Pinot Noir i mogę je pić codziennie. A tylko jeśli są tak dobre jak Mysterious Diggins Terra Sancta, Tete de Cuvee Petera Finlaysona lub Goldeneye Duckhorn.
John Borrell